„Pierre Martin, czy chcesz pojąć za żonę tę oto Cécile Martin?”
Liczba nazwisk we Francji zmniejsza
się tak szybko, że już za kilkadziesiąt lat podobna scena nie będzie niczym
niezwykłym. Kraj sera i winnej latorośli zaczyna przekształcać się w klany
Martin’ów, Bernard’ów i Thomas’ów. A nam z nostalgią i rozżaleniem pozostaje
wspominać dawne nazwiska i kryjące się za nimi historie…
Dawniej Pierre, Georges czy Paul. Dziś Pan Dubois, Martin i Bernard.
W średniowieczu zwracanie się do
innych po imieniu było czymś zupełnie normalnym i powszechnie akceptowalnym. Nowo narodzonym
przypisywano imiona mające na celu podkreślić ich indywidualność i wyjątkowość.
Gdy w rozmowie pojawiał się Jacque, nie padało pytanie – „Który?”, bo wszyscy
mieszkańcy wioski wiedzieli, że mowa o synie Paul’a, rybaka mieszkającego nad
rzeką, za lasem. Z czasem jednak Jacque’ów, Pierre’ów i Paul’ów zaczęło przybywać, a ludzie nie wiedzieli gdzie
szukać i o kogo pytać. W obliczu narastających problemów narodził się pomysł
nadawania nazwisk poszczególnym jednostkom. Plan szybko wdrożono w życie,
wpierw u rodzin szlachetnie urodzonych,
a następnie wśród mieszkańców wsi. W XVI wieku, z nakazu Franciszka I z 1539 posiadanie nazwiska stało się obywatelskim
obowiązkiem, a proboszczowie zostali zobowiązani do prowadzenia rejestru stanu
cywilnego.
Zdradź mi swoje nazwisko, a powiem Ci kim jesteś
Zastanawialiście się kiedyś kim
byli Wasi przodkowie? By odkryć historię ich życia nie trzeba daleko szukać, czasami
wystarczy przyjrzeć się nazwisku…
We Francji nadawane nazwiska
odnosiły się do zamieszkiwanych terenów, odzwierciedlały zawód, status
społeczny, a czasem też charakter danego człowieka. W kraju Basków, gdzie
ludzie czuli silne przywiązanie do miejsca zamieszkania, większość nazwisk
odnosiła się do prowadzonego biznesu czy posiadanych dóbr: Arosteguy (forge-kuźnia)
zapewne był właścicielem niewielkiej kuźni, a państwo Moulier (moulin-młyn)
zamieszkiwali pobliski młyn. Lotaryńczycy byli większymi indywidualistami, a
ich nazwiska miały związek z naturą danego człowieka, jego usposobieniem. Jeśli
nazywasz się Quatresols (quatre–cztery, sou-grosz) wiedz, że twój daleki
przodek albo był sknerą albo biedakiem. Riblier (ribler–ukraść, zwędzić) był
złodziejaszkiem, a Gagnepain (gagner–zarabiać pieniądze) miał smykałkę do
interesów. Doucet (doux–łagodny, miły) znany był ze swojej uprzejmości, a
Musard (amuser–bawić, rozbawiać) potrafił każdego rozbawić. Od Roussela (roux-rudy) wszyscy trzymali się z
daleka. Podejrzewany o konszachty z diabłem nie wzbudzał sympatii lokalnej
społeczności. Nie to co Gayot (gai-wesoły), który był duszą towarzystwa, tryskał
energią i poczuciem humoru. Nic więc dziwnego, że miał licznych przyjaciół. Cocteau
(coq, oznacza osobę wyniosłą i kłótliwą) był arogantem, a Brifaut (brifer-jeść) niezłym obżartuchem.
W innych regionach kraju, nazwiska
wskazują na zawody, jakimi parali się nasi ojcowie. Couturier (couturier-krawiec)
był powszechnie szanowanym krawcem, Pyesson (poisson-ryba) rybakiem, a
Mitterand (mesurer–mierzyć, wymierzać) odpowiadał za ustalanie cen i
podatków. Tessier lub Tissot (tisser-tkać) zajmowali się tkactwem. Ich wyroby
(ale wyłącznie te bawełniane!) sprzedawał Bazain (bazin–gatunek bawełny).
Natomiast rodzina Brodeau (broder-wyszywać) ozdabiała tkaniny haftem. Jednak
to nazwiska Farge, Fabre i Laforgue (wywodzące się od słów kuźnia i kowal) stanowiły
najliczniejszą grupę nazwisk języka francuskiego, jako że ich właściciele
odgrywali najistotniejszą rolę w życiu gospodarczym całego kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz