niedziela, 17 lipca 2016

Miłość (nie)szyta na miarę



Facet na miarę to klasyczna baśń. No prawie. Jest piękna, blondwłosa królewna, jest zgubiony pantofelek (telefon), jest też domek krasnoludków. Problem w tym, że nie mieszkają w nim przyjacielskie, leśne stworzenia, a sam książę. Bo ten jedyny i wymarzony zamiast idealnych 180 cm, ma ich zaledwie 136, a zważywszy na fakt, że nie radzi sobie z domowym czworonogiem, na zwycięstwo nad smokiem też raczej nie można by w jego wypadku liczyć.

Każda dziewczynka od małego słyszy historie o więzionych, biednych, zaczarowanych księżniczkach i odważnych, przystojnych  (obowiązkowo!) królewiczach na białych koniach, którzy są w stanie pokonać wszystkie przeszkody, by zdobyć rękę ukochanej. Kiedy ideał się nie zgadza, a punktacja zamiast magicznego 10/10 wynosi zaledwie 9, a nie daj boże jeszcze mniej – kandydatom na księcia nie daje się po prostu szansy. Życie z czasem weryfikuje te listy zalet obowiązkowych, no ale to, co zostało z ich powodu przekreślone, nie ma możliwości powrotu. W końcu to nie historia o przenoszeniu w czasie.

Facet na miarę mierzy się z tymi stereotypami. Nie jest to oczywiście nic nowego, w końcu mało idealny książę pojawił się już choćby w Shreku. Francuska komedia przypomina po raz kolejny, że ideałów nie ma, a miłość to coś więcej niż … nasze wyobrażenia o niej.

Co do tego? Fabuła dość prosta (dla mnie chyba odrobinę zbyt)  i zmierzająca prosto do wiadomego celu, sporo naprawdę zgrabnych, błyskotliwych dialogów i kilka scen, które dają to, po co przyszliśmy do kina – okazję do pośmiania się. Choć momentami śmiech jest doprawiony sporą nutą goryczy.  Jest jeszcze jednak rzecz, o której wspomnieć trzeba koniecznie – świetna ścieżka dźwiękowa. Panie, a to one raczej zdecydują się pójść do kina, powinny być nią zachwycone.

Puenta? Francuską komedię warto zobaczyć choćby z jednego powodu: bo przypomina nam  czym w miłości jest ideał. Bo na miarę znaczy uszyty specjalnie dla Ciebie, nie dla wszystkich. 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz